Odpowiedź na najbardziej popieprzony tekst, jaki przeczytałam w tym tygodniu

Rafał Hetman codziennie wrzuca zbiór linków z czytelniczej rzeczywistości, a ja raz na jakiś czas je czytam. I w ten sposób trafiłam na jeden z gorszych felietonów, jakie kiedykolwiek ujrzały moje oczy. Po lekturze, byłam tak bardzo zszokowana, że ktoś to opublikował, że muszę się z Wami tymi emocjami podzielić. I Wy podzielcie się ze mną, co o tym wszystkim myślicie.

Pani Maja Staśko, napisała tekst pt. "Światowy Dzień Książki, na którą Cię nie stać", który został opublikowany TUTAJ. Zachęcam do przeczytania, jednak dla leniwych po drodze będą streszczenia.

Photo by Benjamin Ashton, unsplash.com

Początkowo zgadzałam się z Panią Mają w 100%. Autorka w pierwszej części wskazuje na duży problem związany z dostępnością książek. Pisze o tym, że społeczeństwa nie stać na kupowanie książek, a zarazem cała kultura okołoksiążkowa umiera. Pisze także o słynnych hasłach, takich jak "Nie czytasz? Nie idę z Tobą do łóżka!" i wytyka ludziom ich używających bycie bucem. Nie oszukujmy się, każdy kij ma dwa końce, więc w tych hasłach jedni zobaczą próbę zachęcenia do czytelnictwa, a inni kiepski tekst, który ośmiesza osoby go używające. Autorka porusza bardzo ważny problem dotyczący czasu, jakiego potrzebujemy na czytanie - wyliczając, że osoby zawodowo zajmujące się promocją czytelnictwa, czytają więcej od tych, które są na etacie i szukają czasu wieczorami dla przeczytania jednego rozdziału. Nie mogę się z nią nie zgodzić. W ciekawy, ironiczny sposób, wytyka nam konsumpcjonizm, manipulujący nami marketing, który wywołuje jakąś presję, by książki kupować, a następnie wrzucać fotki do sieci i chwalić się nowo upolowanymi zdobyczami. Kolejny plus ode mnie, bo faktem jest, że teraz wszystko chcielibyśmy udokumentować na portalach społecznościowych, więc nawet książka musi być ładna, co nie jest synonimem "dobrej lektury". I w tym momencie następuje zwrot o 180 stopni. 

Nagle, z niezłego felietonu, robi się najbardziej chory zwrot akcji, jaki można byłoby sobie wyobrazić. Otóż, autorka zaczyna skupiać się na zarobkach branży literackiej, wskazuje, że z pisania nie można wyżyć. Podaje jakieś kwoty rzekomo związane ze spotkaniami literackimi, wskazuje, że artysta jest rozdarty między zarabianiem, a wolnością artystyczną. Rozbudowuje kolejne akapity, w których literat zanika, bo zadufany czytelnik kupił jego książkę i postawił ją na swojej snobistycznej, instagramowej półce albo po odniesieniu sukcesu przez tego autora, ktoś inny spija śmietankę, a sam twórca dzieła... umiera. Co więcej, to nie koniec kwiatków, bo okazuje się, że czytelnik jest debilem ignorantem, który nie zdaje sobie sprawy z tego, że sam autor do wydania książki nie wystarcza. Następują po sobie akapity, w których autorka zaczyna uderzać w feministyczne nuty. Akcentuje fakt, że kobiety (tu cytat) "zamiast kultury, otrzymują kulturę gwałtu" (?!). Pisze, że godne zarobki pracowników instytucji związanych z  kulturą przyczynią się do wszechobecności kultury. A na koniec akcentuje to zdaniem (cytat): "Kultura propracownicza i ogólnodostępna! Albo żadna."
Co ja właśnie przeczytałam?!

Photo by Dakota Corbin, unsplash.com

Zaczęło się świetnie. Bo tak, 23 kwietnia obchodziliśmy Święto Książki, na którą wielu Polaków nie stać. Tak, książki są drogie, rzadko je kupujemy, więc nie rozwijamy ich rynku. Ale Święto Książki, to nie jest Święto Książki Kupionej. To Święto Książki Wypożyczonej, Pożyczonej, Znalezionej, Starej. To dzień promocji czytelnictwa, a nie zawierania umowy sprzedaży. Świętować ten dzień mogą Ci, którzy książki czytają i kochają. 

Pojawił się fragment o zarobkach. Nie znam statystyk, jak wyglądają zarobki pisarzy i nie sądzę by były to sumy astronomiczne (chociaż to pewnie zależy od pisarza). Wybierając jednak taki zawód, dana osoba musi się z tym liczyć. Rynek książkowy jest trudny, pojawiają się różne trendy, książki, które są zwykłymi badziewiami i na które szkoda drzew - nie dziwmy się, że czytelnik boi się inwestować w kulturę współczesną. Nigdy nie ma się pewności, czy za książką stoi treść, czy dobry marketing. 
Nie wiem, ile zarabiają osoby współpracujące przy wydawaniu książek (ponownie wiele zależy pewnie od wydawnictwa i stanowiska), ale nie głośmy herezji, że współczesny odbiorca literatury nie ma pojęcia, że do wydania książki potrzebny jest tłumacz, grafik, czy dystrybutor. To są osoby stojące w cieniu publikacji, ale nie zapominane. Wielu książkoholików za każdym razem zwraca uwagę na nazwiska tłumaczy, nigdy nie zapomina się, czy książki z danego wydawnictwa są ładnie wydane. To jak najbardziej wpisuje się w pamięć o osobach za tą książką stojących. 
I po co te nurty feministyczne?! Książki piszą kobiety i mężczyźni. Jedni i drudzy chcą zarabiać na tym, co wydają. Kobietom jest trudniej na rynku wydawniczym, ale ilość czynników się na to składających wystarczyłaby na zapełnienie całego tego tekstu. Dlaczego akurat na rynku książkowym kobiety miałyby padać ofiarami nadużyć seksualnych bardziej niż gdziekolwiek indziej?

Co do zdania podsumowującego cały tekst - "Kultura propracownicza i ogólnodostępna! Albo żadna." - to nie jestem do tej tezy do końca przekonana. Popieram całą część dotyczącą zarobków i tego, że łatwość zaznajamiania się z kulturą jest wtedy, gdy na tę kulturę nas stać, ale nie znajduję pomysłu, w jaki sposób chciałaby to zrobić autorka. Zainteresowanie kulturą musi iść w parze (nie przed ani za) środkami finansowymi na kulturę. Jeśli brakuje zainteresowania kulturą, to środki finansowe go nie zagwarantują. 

Photo by Michael D. Beckwith, unsplash.com

Poza tym, uważam, że kultura jest ogólnodostępna, choć nie w takim samym stopniu dla wszystkich. Jest wiele miejsc związanych z kulturą, które można odwiedzić nie tracąc przy tym majątku, ale są takie wydarzenia kulturalne, w których uczestnictwo generuje konkretne koszty. Diwy operowe nie będą śpiewały za darmo, ale można znaleźć tanie bilety do kina, czy na wystawę sztuki. Tylko nie zawsze jest to tylko kwestia pieniędzy, a właśnie wspomnianych wcześniej zainteresowań odbiorcy.  

Najpierw zainteresujmy Polaka kulturą. Pokażmy mu, że można coś zobaczyć, czegoś się nauczyć, wyskoczyć z kapci i porzucić na ten jeden wieczór telewizor. Każda akcja wywołuje reakcje - może warto na taką reakcję poczekać i dopiero potem analizować, jakie korzyści z niej płyną.

I nie zapominajmy jeszcze o jednym, co ostatnio bardzo umyka, a jest cholernie ważne. Kultura to nie tylko książki. Obcowanie z kulturą, to obcowanie z filmem, sztuką teatralną, operą, komiksem, wystawą, performance, koncertem. Jest wiele miejsc, gdzie stykamy się z kulturą. Nie ograniczajmy tego tylko do książek. 

Komentarze

Popularne posty

Wyświetlenia