Czy 38% to dużo? Refleksje o raporcie czytelnictwa w Polsce

Biblioteka Narodowa 15 marca opublikowała raport o stanie czytelnictwa w Polsce, który znajdziecie TUTAJ. Wynika z niego, że 38% Polaków przeczytało przynajmniej jedną książkę w 2017 roku. Dzisiaj poznacie moje refleksje na temat tego, czy to mało, czy to dużo i co mnie niepokoi, zapraszam. 

pexels.com

Z raportu wynika, że 38% Polaków przeczytało przynajmniej jedną książkę. To samo w sobie jest niepokojące i nie daje dużych informacji na temat polskiego czytelnika. Oznacza, że w tym gronie są zarówno nałogowi książkoholicy, dla których kilka książek miesięcznie to nic szczególnego i ci, którzy faktycznie przeczytali jedną książkę przez cały rok. Informacja, że 38% Polaków czyta nic nam nie daje - nie wiemy, ile spośród tych tej grupy przeczytało zaledwie jedną książkę, a ilu z nich to prawdziwi rekordziści. 

Po drugie, bardzo wkurzają mnie wszelkie statystyki czytelnicze. Uważam, że czytać powinno się dla przyjemności, dla rozwijania swoich zainteresowań, poszerzania horyzontów, zdobywania nowej wiedzy, czy nowych doświadczeń, a nie dla tabelek rodem z Excela. Nie znoszę wyzwań czytelniczych w stylu "52 książki/rok", bo nie sądzę, że zachęcają one do sięgnięcia po książki wartościowe, a raczej skupiają się na odhaczeniu kolejnych pozycji. Czytanie książek to nie jest lista zakupów, na której będę wykreślać konkretne punkty, tylko przyjemność dla osobistego rozwoju. Tego nie da się zamknąć w żadnej liście, tabelce ani schemacie. 

Co więcej, takie "czytanie dla odhaczenia" sprawia, że poziom czytanych książek jest wątpliwy. Uważam, że realizując takie wyzwanie, w pewnym momencie decydujemy się na książki pod kątem ich objętości, a nie zawartej w nich treści (nikt nie zaprzeczy, że inaczej czyta się opasłe tomiszcze, a inaczej zbiór krótkich opowiadań). Poza tym, musimy pamiętać, że są książki, które wymagają od czytelnika dużego zaangażowania w lekturę - poruszają trudny temat, mają budową szkatułkową, wymagające zabiegi językowe - i poświęca się im zdecydowanie więcej czasu niż książkom z kategorii poradników albo innych lekkich historii romansowych. Może to doprowadzić do sytuacji, w której czytelnik przeczyta kilka książek o bogatej treści merytorycznej i solidnej ilości stron, a przegra na statystykę z osobą, preferującą książki-odmóżdżacze o wątpliwej wartości czytelniczej. Sprzeciwiam się takim praktykom i poszukuję osób wyznających podobną filozofię. 

Czytelnik czytelnikowi nie jest równy. Znam osoby, które czytają wolno - skupiają się dokładnie na treści książki, analizują wszystkie jej smaczki i delektują się książką. Słyszałam o osobach, które traktują czytanie książek jak czynności fizjologiczne - muszą to zrobić, ale nie dokładają temu zbędnej filozofii, nie przepisują ulubionych cytatów, nie celebrują czasu z książką, po prostu czytają i przechodzą do innych zadań. Zderzenie tych dwóch grup, pozwala skonstatować, że nie można porównywać statystyk czytelniczych. Najczęściej bywa tak, że osoba czytająca książki wolno, będzie miała mniej przeczytanych książek w ciągu roku, choć być może będzie z tych książek bardzo wiele pamiętać przez długi czas. Zamykanie tego w ramy statystyki zabija czytelnictwo.

Photo by Victor Hanacek, picjumbo.com

Bardzo ważną kwestią jest to, jakie książki i w jaki sposób są promowane przez wydawnictwa. Największym powodzeniem na rynku cieszą się książki, które nie zyskują aprobaty krytyków, często nawet samych czytelników, ale towarzysząca im akcja promocyjna skłania do kupna lektury. To jest bardzo duży problem, ponieważ nasz czytelnik, który chce dopiero rozpocząć przygodę z książkami, wpada w bardzo dziwne środowisko, w którym nie wie, co jest wartościowe, a co jest kompletną porażką. W rezultacie rynek książki w Polsce to masa nazwisk promowanych przez wydawców, które cieszą się popularnością przez chwilę. Później nikt nie pamięta tytułów książek, bo następuje ekscytacja kolejną promowaną skutecznie nowością. Sama nie wiem, czy wywołuje to u mnie uczucie smutku, czy przerażenia, ale na pewno nie jest to pozytywny wniosek.

Na sam koniec zostawiłam wisienkę na torcie (choć tak naprawdę może wierzchołek góry lodowej?) jaką jest problem lektur szkolnych. Z własnego doświadczenia wiem, że zdecydowana większość z nich to chodząca antyreklama literatury i coś, czego nie da się czytać. Uczeń zmuszany do zapoznawania się z treścią książek, które go nie interesują i nudzą może na zawsze zrazić się do literatury w ogóle! Sytuacja, w której lekcje języka polskiego doprowadzają do tego, że książka kojarzy się z przymusem jest przerażająca! Przyznaję się, że nie przeczytałam wielu lektur obowiązkowych, celem zachowania zdrowia psychicznego i pielęgnowania w sobie miłości do literatury. 

A jak było w Twoim przypadku? Czytasz, porzuciłeś czytanie? A może wkurza Cię fakt, że teraz czytelnictwo w Polsce jest "na językach", kosztem innych źródeł kultury? Daj znać w komentarzu!

Komentarze

Popularne posty

Wyświetlenia