Misja: klasyka literatury: "Smażone zielone pomidory"

Powracam na chwilę z misją rozpoczętą w wakacje. Mimo że byłam pochłonięta innymi sprawami, nie zapomniałam o stworzonym przez siebie wyzwaniu, które przecież nie musi się kończyć wraz z latem, prawda? Dzisiaj przyszedł czas na "Smażone zielone pomidory". 

Są takie książki, których klimat zniewala, a czytelnik odpływa w świat w nich przedstawiony. Są to książki na swój sposób przerażające, ponieważ bez względu na to, o czym by nie były, czyta się je świetnie, a wyobraźnia pracuje na najwyższych obrotach – jakbyśmy byli tuż obok bohaterów. A jeśli mówię w ten sposób o książce poruszającej problem gwałtów, morderstwa i rasizmu, to z pewnością jest to coś niespotykanego.

Akcja książki dzieje się w dwóch płaszczyznach czasowych – jedne historie mają swój początek w latach 20. XX wieku, a druga w 1986 r., kiedy do Domu Spokojnej Starości przychodzi przygnieciona swoim życiem Evelyn Couch, poznaje panią Threadgoode i jej wyjątkową historię.

W pierwszym okresie dzieją się losy Idgie i Ruth – dwóch właścicielek kawiarni Whistle Shop w Alabamie. Obie kobiety łączy silna więź. Po burzliwym rozstaniu z mężem, Ruth wychowuje swojego syna z tego małżeństwa z Idgie. Kawiarnia przez nie otworzona to dom otwarty dla wszystkich – białych, czarnych i tych, którzy gdzieś się pogubili. Kobiety stworzyły tak naprawdę samo serce miasteczka i wraz z nim wpisały się na zawsze w jego historię.

Grafika

W 1986 r. w Domu Spokojnej Starości nawiązuje się przyjaźń między panią Threadgoode a Evelyn, mimo różniącego je wieku. Staruszka opowiada historie swojej młodości i miasta, w którym mieszkała. Mimo że Evelyn nigdy nie spotkała nikogo z opowieści znajomej, bardzo szybko zżywa się z ludźmi, o których opowiada pani Threadgoode. Poza tym, Evelyn spotyka wreszcie osobę, przy której może zapomnieć o swoich troskach – mężu, który przestaje zwracać na nią uwagę, ludziach, którzy traktują ją lekceważąco, menopauzie i poczuciu kompletnego braku rozwoju.

Oprócz tych dwóch części, w książce pojawiają się również regularne publikacje „Tygodnika Dot Weems”, w którym Dot Weems opisuje dzieje miasteczka w latach 20. Krótkie notatki prasowe są jednocześnie przerywnikiem dla całej fabuły powieści, a także komentarzem dla bieżących wydarzeń. Czyta się je bardzo dobrze, głównie dlatego, że aż skrzą humorem.

Nie mogę powiedzieć więcej o fabule, ponieważ każda dodatkowa informacja mogłaby popsuć przyjemność z jej czytania. Miejscami jest mrocznie – gdy dochodzi do morderstwa i konieczności poniesienia za nie odpowiedzialności lub gdy jeden z bohaterów ulega wypadkowi. Gdzieniegdzie jest zabawnie – gdy niektóre problemy są o wiele bardziej błahe niż nam się wydaje. Czasem jest smutno – gdy umierają bliskie bohaterom osoby. Niekiedy jest też zaskakująco – gdy na końcu książki znajdujemy przepisy kulinarne na potrawy serwowane w kawiarni Whistle Shop.
Dzięki tym wszystkim emocjom, które wywołuje, książka nie jest odrealniona, a plastyczność opisów przenosi nas do kawiarni w Alabamie.

Grafika

Język jest bardzo dobry – czyta się świetnie, za co należą się słowa uznania tłumaczowi – Aldonie Białej. Było to moje pierwsze spotkanie z autorką, ale z tego, co wiem, wszystkie jej książki są utrzymane w podobnym klimacie, więc jeśli inne jej książki przypadły Wam do gustu, możecie śmiało sięgać po „Smażone zielone pomidory”.

Książka ma bardzo ciepły klimat, mimo trudnych tematów, które porusza. Myślę, że cieszy się ona tak dużym zainteresowaniem czytelników ze względu na jej aktualność – do tej pory niektóre osoby są wyśmiewane, rasizm nie zniknął z naszej świadomości i do dzisiaj każdy z nas może być na życiowym zakręcie.

Bijący z tej książki spokój jest świetny na zbliżające się długie, zimne, jesienne wieczory. „Smażone zielone pomidory” nie są co prawda remedium na wszystkie troski, ale na pewno są dobrą od nich odskocznią.

Komentarze

Popularne posty

Wyświetlenia