Książka jest produktem jednorazowym, czy tego chcesz, czy nie

Teza postawiona w tytule może oburzać, może wzbudzać krytykę,  mam nadzieję, że trochę intryguje, ale w gruncie rzeczy nie można się z nią nie zgodzić. 
Ostatnio bardzo często trafiałam na filmiki albo wpisy na blogach, których autorzy wymieniali książki przeczytane przez nich więcej niż jeden raz. Zastanawiam się, gdzie leży fenomen zjawiska wielokrotnego czytania tej samej książki. Ja uważam, że książka jest produktem jednorazowym i postaram się to dzisiaj udowodnić. 

Zabiorę Was w małą podróż w czasie. Kiedy byłam w liceum, moja polonistka przyznała się, że czyta "Lalkę" regularnie raz na trzy lata. Pomyślałam wtedy, że w sumie ją rozumiem - przecież musi być cały czas na bieżąco z każdą pierdołą z książki, która mogła pojawiać się na maturze. Opowiedziałam to znajomej, a ona od razu zapytała czy moja polonistka nie zrozumiała książki za pierwszym razem, że musi po nią sięgać po raz kolejny? Mimo iż wypowiedź miała charakter żartobliwy, nie da się ukryć, że jest w niej sporo prawdy. 

W czytaniu książek zawsze liczyło się dla mnie to, co wynosiłam z ich lektury. Sporo z przeczytanych pozycji pamiętam do dzisiaj i, mimo iż nie byłabym w stanie idealnie opisać fabuły, czy głównych bohaterów, pamiętam, jakie emocje wiązały się z daną książką, co bardzo mi się podobało albo bardzo mnie drażniło. Nie zdarzyło mi się jednak w całej mojej czytelniczej przygodzie, abym po tę samą książkę sięgnęła dwa razy. 


Photo by Evgeni Tcher, pixabay.com

Nie widzę sensu czytania kilkukrotnie książki, której bohaterów, ich przygody, a przede wszystkim zakończenie znam. Czytane dla przyjemności książki, to nie podręczniki, by wertować je wiele razy, a w końcu uczyć na pamięć. Książka ma być miłą przygodą, podróżą z bohaterami, z której za każdym razem staram się jak najwięcej wyciągnąć. Porównałabym to trochę do wyciskania cytryny - jeśli raz zrobisz to dobrze, to w cytrynie nie pozostanie ani kropla soku. 

Dorobek literatury każdego kraju jest bardzo bogaty. Na dobrą sprawę, każdy laik będzie w stanie podać choć jedno ze słynnych nazwisk pisarzy albo tytuł książki, która bezsprzecznie jest międzynarodową wizytówką państwa swojego pochodzenia. Skoro powstało już tyle wspaniałych dzieł, a wiele z nich jest dla nas zupełnie nieodkrytych, to po co wracać do książek już nam znanych? Przecież to tylko zabierze nam cenny czas, który moglibyśmy poświęcić na coś innego. 

Przez chwilę myślałam, by w tym akapicie napisać coś o rozwoju osobistym, tym całym pieprzeniu o tym, że jesteśmy jak papier toaletowy i wystarczy odpowiedni nasz ruch, byśmy rozwinęli się jak ta rolka. Ale cholera, kiedy pisałam ten akapit, doszłam do wniosku, że to przecież nieprawda. Autorka tego tekstu na hasła naciskające na rozwój osobisty, reaguje wkurwieniem. Bo po pierwsze nie muszę mieć ochoty być rolką papieru, a po drugie rozwój każdy może rozumieć na swój sposób. Także NIE, czytanie nowych książek nie wpłynie na bycie nowych umiejętności. ALE może wpłynąć na Twoją wiedzę, empatię, wyobraźnię, podejście do życia i ludzi. Nie da się tego wpisać w CV i po przeczytaniu nowych książek nie będziesz kołczem od wszystkiego, ale przecież nie o to w tym chodzi. 

Zapytasz: o co więc chodzi? O frajdę. O przeżycie emocji. O utożsamienie. Nie potrzebujesz do tego znajomości wszystkich "lektur, które musisz przeczytać", bo Ty nic nie musisz. Możesz za to z każdej z tych książek wziąć coś tylko dla siebie. Fajnie, nie? 

Zapytasz: to dlaczego mam brać te emocje tylko jeden raz? Hmm, to trochę jak z pierwszą miłością. Pierwsze wrażenia na każdym polu są po prostu nie do zastąpienia. I te pierwsze emocje warto też pielęgnować przy obcowaniu z kulturą. 


Graphic by Gerd Altmann, pixabay.com
Nie zrozum mnie źle, ja nie chcę Cię krytykować. Masz ochotę po raz dziesiąty przeczytać tę samą książkę? Proszę bardzo! Według mnie nie będą Ci już towarzyszyć te same emocje, wypieki na policzkach nie będą tak samo różowe, nie będzie takich samych wzruszeń ani wybuchów śmiechu. Będzie kolejny raz przeczytany tekst, w którym ja szybciej dopatrzyłabym się literówek, niż drugiego dna. 

Mówi się, że do książek warto wracać, że po latach zmienia się nasz punkt widzenia. O ile z drugą częścią poprzedniego zdania się zgadzam, o tyle nie wiem, czemu miałoby to prowadzić do powrotu do książek. Może nastąpić refleksja nad bohaterem, możemy inaczej myśleć o jego losach, ale do tego nie potrzebujemy "wykucia" tej konkretnej lektury. 

Czy nam się to podoba, czy nie, książka jest produktem jednorazowym dla jednej osoby. Jeśli lektura jest przekazywana dalej, rodzi możliwość dyskusji, zmienia światopogląd, wpływa na nas. Ale książka, która zostaje u czytelnika, zamiast zabierać na kolejne przygody, zbiera na półce tylko kurz. 

Komentarze

Popularne posty

Wyświetlenia