Misja: klasyka literatury - "Komu bije dzwon"

Opisywana dzisiaj klasyka wpadła mi w ręce zupełnie przez przypadek. Nie było jej na liście, nie planowałam tej lektury. Ale podobno życie pisze najlepsze scenariusze, choć nie wiem, czy przynosi najlepsze książki. Dzisiaj słów kilka o książce "Komu bije dzwon" Ernesta Hemingwaya. 

Grafika

Tematyka wojenna jest często poruszana przez Hemingwaya, co zresztą nie dziwi, biorąc pod uwagę jego doświadczenia życiowe. "Komu bije dzwon" jest dziełem, które powstało w 1940 roku, gdy sam autor miał już za sobą uczestnictwo w wojnie domowej w Hiszpanii. "Komu bije dzwon" jest uznawane za jedne z największych osiągnięć artystycznych Hemingwaya. Czy słusznie? 

Głównym bohaterem książki jest Robert Jordan, który przyjeżdża do otoczonej wojną Hiszpanii, a jego głównym zadaniem jest wysadzenie mostu na wyraźny rozkaz dowództwa. Aby tego dokonać, poznaje i wspólnie działa z innymi bohaterami, wśród których jest piękna Maria. Jak nietrudno się domyślić, między bohaterami wybucha romans. Pojawiają się jednocześnie pytania o sens wojny, o siłę miłości, przeplatane tragicznymi opisami. 
"Jedna z najświetniejszych powieści miłosnych XX wieku"? Nie powiedziałabym. 

Grafika

Książka jest dość nierówna. Z jednej strony mamy naprawdę oszczędną prozę, co jest świetnym zabiegiem i czyta się bardzo dobrze. Z tej samej strony, są świetnie, "grubą kreską" zarysowane postacie, każdy z nich mówi w sposób dla siebie charakterystyczny i bardzo ciekawy. Mamy w końcu wojnę, konflikt i akcję. Super. 

Po drugiej strony mamy jednak dialogi pokroju: 
- Och, Roberto!
- Króliczku!
- Och, Roberto...
- Króliczku... 
I tak przez pół strony! 
Tak, ja rozumiem, że emocje ma sobie dobrać czytelnik. Tak, ja rozumiem, że taki styl ma Hemingway. Ale takich dialogów jest sporo w książce i one absolutnie nic nie wnoszą. Ani do fabuły, ani do poznania bohaterów, ani do niczego. 

Opisy świata przedstawionego są świetne. Piękne, konkretne, ale potrzebne. Nie ma tam zbędnego zachwytu nad kamieniem, co bardzo cenię, zwłaszcza po przeładowanym tego typu prozą "Terrorze" Simmonsa. Doceniam bardzo pracę tłumacza Bronisława Zielińskiego. 

Grafika

Czy jest to jednak powieść miłosna? Nie do końca. Miłość tam jest, to oczywiste, ale nie postawiłabym "Komu bije dzwon" na półce z romansami. Miłość Marii i Roberta wcale nie jest oczywista. Na początku to głównie pożądanie, dopiero później pojawiają się dialogi o nich samych, o ich przeszłości, o tragediach, jakie spotkały ich podczas wojny. 

Postać Marii wnosi bardzo smutny wątek, mianowicie wykorzystywania seksualnego kobiet podczas wojny, ale, jakkolwiek brutalnie by to nie zabrzmiało, to nie jest żadna nowość. Ani w życiu, ani w literaturze. Kobiety podczas każdej wojny padają ofiarami takich napastowań (zresztą nie tylko kobiety), a same opisy nie są wyjątkowo zapadające w pamięć, czy nigdy nie spotykane. 

Książkę oceniam na średnią. Nie porwała mnie, nie zachwyciła, nie zaskoczyła. Doceniam piękną prozę, ale nie idzie za nią fenomenalna treść. 

Komentarze

Popularne posty

Wyświetlenia